top of page

Uwertura | Cykl kobiecy


Dobra kobieta stąpa bezgłośnie.


Zawsze gotowa odpowiada na wezwanie.

Dobra kobieta nie marzy o sobie

i warta jest niewiele; ot,

ile trzeba do wychowania synów i przygotowania córek.


Dobra kobieta chroni honoru rodziny,

to znaczy męża.

Zapłaci cenę połamanych rąk,

poparzonej kwasem twarzy,

jeśli mąż uznał, że zrobiła coś złego,

albo miał chwilę słabości.


Rolą kobiety jest rozumieć, odgadywać i wyprzedzać.

Ciało jej naprężone niczym kolumna pod sklepieniem Partenonu

Nie ma kręgosłupa.

Jest kręgosłupem.


Partenon w Atenach
Partenon, świątynia Ateny Dziewicy na Akropolu. Źródło: Wikipedia. Fot. Steve Swayne

 

W poprzednim odcinku


Cykl kobiecy rozpoczął się Częścią Pierwszą, streszczam ją tu dla tych, którzy nie czytali. Kto czytał, może kliknąć poniżej i przejść do sekcji:


Historię tę zaczęły Ewa i Mona.

Ewa zabrała mnie na wernisaż fotograficzny Mony w Phnom Penh. Obiektyw fotografki zdradził niewidzialny dla obcego oka los wielu Kambodżanek. Odtąd z większą uwagą przyglądałem się kobietom.


Przez kolejne lata zrozumiałem, że horror kobiecy nie ma koloru skóry, takich czy innych oczu, ani narodowości.


Tytułowy obraz wernisażu "Dignity", „Godność”, w Phnom Penh. Fot. Mona Simon

W Kambodży często słyszałem sformułowania:


„także kobiety to”,

„także kobiety tamto”,

„teraz już nawet kobiety”.


Rozdzielenia tego rodzaju nie są ani kambodżańskie, ani azjatyckie, lecz ludzkie, a bohaterki tego Cyklu zamieszkują wszystkie szerokości i długości geograficzne oraz Międzynarodową Stację Kosmiczną.


Tu rzecz się komplikuje. Często mówi się o kobietach, jak o istotach niepełnych, niekompletnych. Mędrcy rozmaitych kultur i zgromadzeń spędzają święte roboczogodziny na wynajdowaniu dowodów na to, że kobieta jest jednak człowiekiem, jakby była przestrzeń na wątpliwości.


Odpowiadam na to historią kobiety-człowieka, osoby, nie zaś służki-kochanki, żebra.


Kultura, tradycja oraz miłość bliskich wmawia kobietom brak lotności umysłowej, co nazywam kobiecym otępieniem, oraz niepełność bez małżonka i gromadki dzieci.


Odpowiadam na pytania:

Czy pisałbym o piękniejszej połowie ludzkości, gdybym nie przyjechał do Kambodży?

Jakie problemy wiążą się z kobietami i kto je ma?

Jak przełamywałem TABU między przeciwnymi płciami?


Wyjaśniam, że nie faworyzuję kobiet.


Rozdział pt. „Co ludzie powiedzą” zdradza, że nie wszyscy znajdują moje zajęcie słusznym czy bezpiecznym. Poruszanie zagadnień kobiecych nierzadko wzbudza gwałtowne emocje; niektórzy zniechęcają mnie do działania, albo omijają te tematy, bo zbyt wiele wokół nich kontrowersji.


Doniesienia o sytuacji kobiet w różnych częściach świata nie zmieniają się na lepsze, dlatego postanowiłem pisać i niczego nie wygładzać.


Pracowałem z wieloma kobietami z Azji, długo szukałem źródeł problemów powtarzających się w ich otoczeniu. Nie było to częścią mojej pracy, ale okazało się koniecznością w zarządzaniu moimi instytucjami.


Moja praca z kobietami nad wpojonymi im fałszywymi przekonaniami i toksycznymi myślami o sobie samych przyniosła pozytywne, trwałe efekty. Zainspirowało mnie to do stworzenia „Cyklu kobiecego” i do wzmacniania pozycji społecznej kobiet w moim otoczeniu oraz do dzielenia się naszą opowieścią z tymi, dla których ma ona wartość i znaczenie.


Warto szanować różnice kulturowe, ale trzeba usuwać wpajane od urodzenia nieprawdziwe, toksyczne przekonania o sobie samych.

Kambodżańska sprzedawczyni owoców przy drodze
Uboga sprzedawczyni owoców przy drodze wiodącej z Phnom Penh do Sihanoukville

Kilka lat temu pewna esencjonalnie kobieca organizacja z Indonezji poprosiła mnie o wsparcie organizacyjne; odtąd wspieram jej zespół. Prowadzę również cykliczne zajęcia z uczestniczkami programu edukacyjnego pochodzącymi z Sumatry, Jawy, Borneo, Papui i innych regionów Indonezji, których mieszkańcy uwięzieni są w błędnym cyklu ubóstwa.


Uczę dziewczęta wyrażania myśli i uczuć, budowania poczucia własnej wartości, asertywności i wiary we własne możliwości. Powtarzam, żeby nigdy nie pozwoliły sobie wmówić, że nie mogą czegoś zrobić czy osiągnąć, ponieważ są kobietami. Tam, skąd przyszły, nikt im tego nie mówi.


Otrzymałem zaproszenie do kobiecego klubu dobroczynnego z siedzibą na wyspie Bali. Mieszkanki różnych krajów Azji dostarczyły mi materiału na długą książkę o piękniejszej połowie świata.

Bali prohibition of entering the temple for women on period menstruation
„Kobietom w czasie menstruacji kategorycznie zabrania się wchodzenia na teren świątyni”. Bali, Indonezja.

Wspomniałem, że setki milionów ludzi żywią przenajświętszą wiarę w nieczystość kobiet, a to przez krwawienie miesiączkowe, wykluczające panie z różnych aspektów życia społecznego. Paradoksalnie miesiączka jest właśnie dowodem tak obsesyjnie przez tych ludzi upragnionej czystości i nie najgorszego zdrowia.


Na koniec pierwszej części obiecałem opowiedzieć o życiu kambodżańskiej kobiety za pomocą analogii do muzyki.


 

W drugiej części „Cyklu kobiecego”:



 

Zanim zabrzmią dźwięki


Koncerty rozpoczynają się czasem wprowadzeniem, wspomnieniem o muzyce lub jej twórcy. Mógłbym przystroić się w piórka prelegenta, przyjąć radiową barwę głosu i wygłosić małą orację:

— Szanowni Państwo! Już za moment, za chwil kilka wysłuchacie wytworu skomponowanego przez obyczaj i tradycję. Zabrzmi Symfonia Kobieca w wykonaniu…


To jest drugi artykuł „Cyklu kobiecego”. Link do części pierwszej.


 

„Kobiety w Kambodży”


Młode Khmerki ubrane w kolorowe tradycyjne stroje oficjalne
Khmerskie studentki Wydziału Muzyki Królewskiego Uniwersytetu Sztuk Pięknych w Phnom Penh na ceremonii uniwersyteckiej

Od 2015 roku planowałem artykuł „Kobiety w Kambodży”, którego treść rozrosła się i wyszła daleko poza Królestwo Khmerów. Przyczyniły się do tego osoby i organizacje walczące z przygniatającym rozwarstwieniem między kobietami i mężczyznami; szczególnie w krajach najbiedniejszych, które zdają się być najbardziej zadowolone z własnego rozwiązania świata.


Kontynuacją cyklu kobiecego może stać się książka, do której gromadzę materiał.




 

Czego nie da się uniknąć


Nawet we współczesnym świecie trudno uwolnić się od stereotypów prowadzących do skandalicznych bądź absurdalnych, choć czasem zabawnych uogólnień.


W 2010 roku byłem artystą jednej z warszawskich orkiestr symfonicznych. Nie miałem w zwyczaju używać na sobie ostrych narzędzi, dlatego nosiłem długie włosy i pokaźną brodę. Pewnego razu w centrum handlowym minął mnie barczysty gladiator z głową polerowaną na wysoki połysk. Towarzyszyła mu kolorystycznie wybitna dama w szpilkach i kilkuletni brzdąc. Chłopczyk wystrzelił we mnie palcem i zakrzyknął:

— Tatusiu, dlaczego ta pani ma brodę?


Długowłosy muzyk w garderobie studenckiego klubu muzycznego Od Nowa w Toruniu
Autor w czasach, gdy nosił długie włosy. Garderoba klubu studenckiego Od Nowa w Toruniu przed koncertem.

Segregacji po wyglądzie prędzej spodziewałbym się w tradycyjnej Kambodży, gdzie ze względów kulturowych długie włosy oznaczają kobietę, a jednak posegregowano mnie w nowoczesnej Warszawie. Czytelnik może powiedzieć – „daj spokój! Przecież to tylko dziecko!” Racja, ale skonsternowani rodzice musieli wytłumaczyć poruszonemu chłopcu mój wygląd, jakby osoba o mojej aparycji nie powinna była się wydarzyć. Okazałem się błędem w swoistym Matrixie kilkuletniego chłopca, któremu najwidoczniej rodzice wpoili przekonania istotnie odbiegające od rzeczywistości.


Gdy zamieszkałem w Kambodży, nosiłem jeszcze długie włosy i brodę. Przyglądano mi się bezwstydnie, rozdziawiano na mój widok usta, wprost we mnie wybałuszano oczy, a mimo to khmerskie spojrzenia zdradzały wesołość i przychylne zaciekawienie.


W przeciwieństwie do Khmerów muskularny dżentelmen z glancowanym skalpem i jego kolorystyczna partnerka rzucali mi chmurne, wrogie spojrzenia.


Nie chcę nikogo uogólnić ani uprzedmiotowić, w szczególności kobiet. Uległem wszak pokusie porównania ich życia do muzyki.


Nic bowiem tak harmonijnie doskonałego niczym matematyka, pięknego jak zjawiska fizyczne stymulujące nasze zmysły, szlachetnego jak czyste serce, a przecież żywego niczym wspomnienie a ulotnego jak życie. Nic innego tak czułym, wrażliwym i kapryśnym jest jak człowiek.

Muzyka

Młodzi muzycy grają na tradycyjnych khmerskich instrumentach siedząc na podłodze
Koncert studentów Wydziału Muzyki Tradycyjnej Królewskiego Uniwersytetu Sztuk Pięknych w Phnom Penh

Ani geografia, ani historia czy antropologia nie zna plemienia, które nie używałoby melodii, rytmu i choćby szczątkowej harmonii. Nawet, jeśli to tylko uderzanie o siebie dwoma patyczkami czy parą kamyków, a może dęcie w jakąś rurkę – to już jest dźwięk o zamierzonym wyrazie i znaczeniu.


Muzyka. Jedna z rzeczy najwybitniej ludzkich.


Kobiety i mężczyźni niektórych kultur nie mogą wzajemnie się dotknąć ani spojrzeć.

Chyba, że śpiewają wspólnie i tańczą.


Kliknij w obrazek, aby posłuchać utworu W. A. Mozarta
w aranżacji na tradycyjne instrumenty khmerskie.

 

Forma cykliczna w pigułce


Forma cykliczna w muzyce to utwór wieloczęściowy, którego wszystkie pozornie oddzielne fragmenty są integralnymi częściami dzieła. Typowymi przykładami utworów cyklicznych są sonata, symfonia, opera, koncert czy suita.


Opery składają się z uwertur, aktów, scen, arii, duetów i innych cząstek oraz przygrywek dających czas na zmianę scenografii i oddech dla śpiewaków.


Klasyczny koncert to trzyczęściowy popis solisty z towarzyszeniem orkiestry.


Nuty preludium 4 suity wiolonczelowej Jana Sebastiana Bacha
Preludium z IV Suity Wiolonczelowej J.S. Bacha

Suita jest zbiorem tańców i często otwiera ją rodzaj uwertury zwanej preludium.


Między częściami utworu cyklicznego następują przerwy, chyba że kompozytor użyje środka stylistycznego zwanego attacca – płynnego przejścia z jednej części w kolejną.


Jedynie wysłuchanie wszystkich cząstek cyklu po kolei można nazwać wysłuchaniem całego utworu i dopiero wówczas nagradzamy wykonawców oklaskami. Trzeba o tym wiedzieć, żeby w filharmonii nie klaskać między częściami muzyki.


 

Najmniejszy wykład z symfonii


Gatunek ten jest dla muzyki niczym powieść dla literatury.

Twórcy wczesnych symfonii za najdoskonalszą uznali formę czteroczęściową. Utwór rozpoczynali (1) częścią szybką lub umiarkowanie szybką. Po niej następowała (2) część wolna. Trzecia (3) część miała tempo umiarkowane i charakter taneczny bądź żartobliwy. Finiszowano (4) częścią czwartą, zazwyczaj pędzącą ku wielkiemu finałowi.


Orkiestra symfoniczna w trakcie próby w studio koncertowym
Przygotowania do koncertu orkiestry symfonicznej w Studio Koncertowym Polskiego Radia im. Witolda Lutosławskiego

Są jednak wyjątki jak słynna Symfonia pożegnalna. Jej finał (4 cz.) w kółko powtarza nieprędką melodię. Po każdym jej przeprowadzeniu kolejny muzyk wkładał nuty pod pachę, gasił świecę i opuszczał scenę, i tak do czasu aż estrada opustoszała. Chlebodawca orkiestry uznał utwór za wyśmienity dowcip i nazajutrz po tym muzycznym proteście zwolnił artystów na obiecany urlop.


Autorem Symfonii pożegnalnej był Józef Haydn (1732-1809), który do doskonałości doprowadził i lekką ręką machnął ponad sto symfonii, a poza tym spłodził setki innych dzieł zarówno zwiewnych, skocznych, jak i podniosłych.


Jego serdeczny przyjaciel, Mozart (1756-1789), lubował się w tej formie muzycznej i spod pióra wyfrunęło mu symfonii czterdzieści jeden. Kilka z nich nucicie pod nosem i może nawet o tym nie wiecie.


Za nimi zaraz Beethoven (1770-1827) znalazł w swoim życiu czas na napisanie jedynie dziewięciu symfonii, które lubił otwierać obszernymi wstępami w tempie powolnym, uroczystym.


Do czasów Beethovena symfonie były utworami wyłącznie instrumentalnymi, nie przemawiały ani słowem, ani głosem ludzkim. Opierały się na ścisłych regułach, miały z grubsza ustalone instrumentarium, ilość kontrastujących melodii i części.


Swą ostatnią, dziewiątą symfonię Beethoven obdarzył czwórką śpiewaków, wielkim chórem i fragmentami najsłynniejszego w historii ludzkości poematu o braterstwie, choć nikt wcześniej nie wpadł na osobliwy pomysł dołączenia głosu ludzkiego do gatunku muzyki z natury ściśle instrumentalnego.


Stąd poszło już z górki. Sam Beethoven już nieco wcześniej zdradził klasyczne ideały i do swej VI Symfonii, „Pastoralnej”, (1807-08) włączył pięć części. Nadał im przy tym znaczenia pozamuzyczne jak burza czy śpiew ptaków.


W 1822 roku Franciszek Schubert spłodził słynną VIII Symfonię, „Niedokończoną”, którą wbrew świętemu prawu czteroczęściowej symfonii wieńczy część druga. To zapewne z tej przyczyny, że zapracowany Schubert zrobił sobie kilkuletnią przerwę w środku komponowania symfonii i kontynuował tę pauzę aż do choroby, jaka kilka lat po niedokończeniu arcydzieła przerwała mu życie.


W czasach Schuberta symfonia jego „Niedokończona” była nieznaną, a przede wszystkim pozostawała niepełną, niekompletną, wybrakowaną. Pełnomocnik Schuberta trzymał jej partyturę w tajemnicy przez trzydzieści siedem lat po śmierci kompozytora.


Kilkadziesiąt lat później dyrygent wiedeńskiej orkiestry, Johannes Brahms, sam wielki symfonik, zażyczył sobie, by muzycy wyjęli jej nuty.

— A teraz zagramy Schuberta „Skończoną” w h-moll — zarządził dyrygent.

— Pan miał na myśli, mistrzu, zapewne „Niedokończoną” Schuberta? — spytał skonsternowany koncertmistrz.

— „Niedokończoną”? — z grymasem żachnął się Brahms. — Jeśli wszystkie dzieła byłyby tak skończone jak to, wierzcie mi, żylibyśmy w prawdziwym raju muzycznym!


Niektóre symfonie mają trzy, pięć lub więcej części, a inne są jednym, długim utworem bez pauzy generalnej.


Bywają symfonie programowe, to znaczy zainspirowane ideą, opowieścią, poematem, legendą.


Bywają z tekstem, z solistami, z chórem, z koncertującym instrumentem solowym; przeznaczone na składy skromne i potężne, jak „Symfonia Tysiąca” (1906) Gustava Mahlera.


(Wszystkie portrety kompozytorów pochodzą z Wikipedii
i dostępne są w domenie publicznej.)

Po najkrótszym kursie symfonii Czytelnik wie o klasycznej, czteroczęściowej formie, jakiej karnie poddawali się pradawni klasycy tego gatunku. Już Beethoven, ostatni z klasyków, złamał tradycyjną formę, a jego kontynuatorzy przeszli wszystkie granice i zasady, jakie Mistrz Mistrzów zostawił potomnym do złamania.


Całą moc najrozmaitszych arcydzieł symfonicznych uznaje się za piękne, interesujące, intrygujące, poruszające a tym więcej się je ceni, im odważniej, szlachetniej, bardziej twórczo i dla mądrych, artystycznych celów przekraczają klasyczne ramy, by wyjść z własnych lub narzuconych im, zewnętrznych ograniczeń.


Zupełnie jak z kobietami!


W Kambodży jednak kobiety tworzy się klasycznie.

 

Uwertura


Uwertura jest wstępem, muzycznym wprowadzeniem do przedstawienia operowego bądź niewielkim utworem na rozpoczęcie koncertu orkiestry.


Uwertura do opery jest swoistym skrótem całego dzieła.


Kompozytorzy lubią w niej ujawniać główne motywy i melodie towarzyszące bohaterom w ich największych dramatach, w najweselszych i najromantyczniejszych chwilach. Złośliwiec nazwałby uwerturę muzycznym spisem treści, tymczasem służy ona wprowadzeniu słuchaczy w charakter przedstawienia.


 

Dobra kobieta


Odrysowana jest od powszechnie przyjętego wzorca. Preferowane są szablony klasyczne i najwięcej zbieżne z przyjętymi prawidłami kobiecego żywota. W niektórych regionach geograficznych oraz warstwach społecznych strażnicy świętej tradycji wykuwają losy kobiece na kowadle obyczaju.


Dla rodziców jest istotnym, aby zabezpieczyć swą przyszłość przez podporządkowanie i korzystny ożenek dzieci. Tylko wyjątkowo tolerancyjne rodziny nie uzależniają swego honoru od zamążpójścia dziewcząt w odpowiednim wieku.


Nie ma nic bardziej upokarzającego niż podejrzliwe pytania rodziny, znajomych i przypadkowych ludzi:

— A dlaczego córka jeszcze nie zamężna?


Krótko po ślubie ludzie zaczynają wypytywać o potomstwo. Jedni delikatnie:

— Kiedy spodziewacie się wnuków?

Inni biją między oczy:

— Dlaczego córka wciąż nie ma dzieci? A przynajmniej w ciąży już jest?


Brak dzieci jest prawdziwą ujmą; nie tylko szkodzi wizerunkowi rodziny, ale roznieca wewnętrzne rozłamy. Nie czas wymieniać kultury, w których brak męża i dzieci spotyka się ze współczuciem, politowaniem lub pogardą. Wiadomo też, że z kimś takim lepiej się nie zadawać. Kto wie, ki czort siedzi u nich za progiem. Jeszcze na nas przejdzie!


— Będę modlić się do boga, żebyś, siostro, jeszcze w tym roku z łaski boskiej znalazła męża i natychmiast zaszła w ciążę — powiedziała uprzejma fryzjerka do mojej znajomej, podróżniczki samotnie obiegającej świat z plecakiem. Ot, zwykła grzeczność. Spełnienie tych życzeń uchodzi za największe szczęście kobiety.


Tak naprawdę chodzi o uniknięcie najgorszego nieszczęścia, którym jest brak męża i dzieci.

To nie wszystko. Mąż i dzieci powinni być tacy jak trzeba.

— A dlaczego wyszła za obcego? — (obcokrajowca, przyp. autora) — A dobry taki mąż? — w podskórnym kodzie kulturowym oznacza to: „Co! Nikt nie zechciał córci?” Nikt w tym kontekście oznacza „nikt z naszych”.


W znanej mi wielodzietnej rodzinie khmerskiej pierwsza z sześciu córek wbrew woli rodziny poślubiła Europejczyka. Ależ to była tragedia! Kiedy druga córka znalazła sobie męża z Zachodu, poszło o wiele łatwiej. Pięć sióstr znalazło miłość z dala od Azji, szóstej zaś wybaczono pozostanie starą panną, to znaczy brak męża po trzydziestce oraz prowadzenie swobodnego trybu życia, co nie oznacza częstych zmian partnerów, lecz wolność w wyborze miejsca pracy i towarzystwa, samodzielne wypady ze znajomymi i podobne drobiazgi.


Jeśli wystarczy pieniędzy, dziewczynki mogą – po swych braciach – otrzymać szansę ukończenia szkoły lub uniwersytetu. Edukacja wydłuża panieństwo, byle tylko córka nie przyniosła ze szkoły wstydu i gorszących podejrzeń, bo co ludzie powiedzą. (Jedną z najgorszych rzeczy jest, kiedy ludzie źle mówią.)


Chłopcy w wielu rodzinach są dopieszczeni, wszystko im się należy, wszystko im się wybacza. Często są mniej od dziewcząt skorzy do nauki, bo za wbicie szpadla i przeniesienie paru worków należy się kilka dolarów zapłaty, a w domu ma być podane i wypucowane jak u maharadży.


Niektóre młode Khmerki – dzięki wsparciu pracującego fizycznie rodzeństwa bądź rodziców – wyjeżdżają do miasta pobierać nauki na jakimś dobrym kierunku studiów. Kiedy u nas przebrzmiała moda na ekonomię i informatykę, w Kambodży zaczynał się boom na studia z podstaw księgowości.


Pewna zamożna khmerska rodzina wysłała dwóch synów na prywatne studia w Singapurze. Chłopcy są dobrze ułożeni, chodzą do szkoły, przesiadują w singapurskiej firmie ojca i grają w gry komputerowe. Decyzją rodziców, ich siostra została w Phnom Penh, ukończyła księgowość i wydano ją za mąż. Wesele było na tysiąc pięćset osób. Wśród biesiadników znaleźli się najznaczniejsi przedstawiciele polityki, biznesu, kultury i nauki.


Zdjęcie grupowe młodej pary, małej dziewczynki i kilkorga gości na czerwonym dywanie podczas khmerskiego wesela w Phnom Penh
Na khmerskim weselu młoda para wielokrotnie przebiera się w ubrania różnych kolorów. Każdy kolor symbolizuje inną wartość i życzenie

Dziewczyna pracuje po dziesięć godzin dziennie przy kilkunastu firmach rodziców, poznając każdą od podszewki; przy tym – wspiera firmę swojego małżonka. Mimo wszystko to jej bracia przejmą kiedyś biznesy rodzinne.


Pocieszającym jest, że gdy kilka lat temu widzieliśmy się po raz ostatni, brzemienna już dziewczyna otwierała własny biznes, a kiedy piszę te słowa, prowadzi następne. Jej małżonek jest jednym z najwdzięczniejszych młodzieńców, jakich poznałem w Azji, i choć nie jest to całkowicie odosobniony, ale jednak wyjątkowy przypadek. Większość rodzin nie pozwoliłaby kobiecie tak się usamodzielnić.


 

System


Kobiety czeka z góry wyznaczona przyszłość.

Taki ich los.


Przestrzeń dla niewielkiej swobody w wyborach życiowych dziewcząt może stworzyć tylko finansowa stabilność bądź postępowe poglądy rodziców.

Zamożni rodzice nie wydają córek za mąż dla chwilowego wzbogacenia, nie trzeba im wielu synów oraz zięciów do finansowego zabezpieczenia na starość. Mogą jednak wykorzystać dzieci do interesów lub do związania się z wpływowymi familiami.


Rodzice mogą być postępowi, lecz nie w ciemię bici; córka nie będzie szczęśliwa z biednym mężem, a tym bardziej z kimś gorszej kategorii społecznej.


W społeczeństwie zamkniętym obyczajowo trudno o otwartość w sprawach intymnych. Schematy kulturowe nie uwzględniają kontaktów między osobami różnej płci przed ślubem; dotyczy to nie tylko współżycia czy zalotów, ale choćby rozmowy. Nie uczą więc młodzieży, jak postępować poza schematami, bo przyzwoitym ludziom jest to niepotrzebne.


Młodzi ludzie dowiadują się o relacjach z telewizji, Internetu, anegdotycznych opowieści, a tam wszystko jest wyidealizowane i wyreżyserowane. W prawdziwym życiu cierpią na brak wiedzy i doświadczenia. Sprzyja to błędnym przekonaniom, nadużyciom oraz nieprzemyślanym, brzemiennym w skutkach decyzjom.


Dla jednych tradycja jest skończonym rozwiązaniem świata, a głęboka jej wierność sposobem na życie. Dla innych to kajdany, z którymi na rękach każą im żyć obrońcy obyczajów. Niedobrym jest, kto nie żyje wedle prawideł.


— W starym systemie rodzice wyznaczają dziecku partnera życiowego — powiedziała mi Ponlok, khmerska badaczka społeczna.

Tak właśnie odnosiła się do tradycji.

System.


— „Dobra dziewczyna” powinna poddać się systemowi i nigdy mu się nie sprzeciwiać — dodała. — Postępowi rodzice mogą zapytać córkę o sympatię do kogoś szczególnego i może wezmą pod uwagę jej preferencje lub uczucia. Ostateczną decyzję o wyborze jej małżonka podejmą jednak sami — opowiadała Ponlok.


— W dyskusję o małżeństwie włączają się dziadkowie, wujkowie i ciocie, a nawet sąsiedzi. Nie ma nic złego w pragnieniu czegoś innego, niż oni ci wyznaczyli, to zrozumiałe. Byleś robił to, co ci mówią.


— Najgorszą ewentualnością jest sprzeciwienie się rodzicom. Sam powiedz — dodała badaczka — jak stanąć wbrew wszystkim ludziom, którzy wszczepili ci bezwzględną posłuszność, karali za przewinienia i wmówili, że sprzeciw wobec starszych jest upokorzeniem dla tych, których kochasz?


— Siła fizyczna bądź szantaż przełamie opór — opowiadała Ponlok. — Nie ma ucieczki od małżeństwa. Może samobójstwo, ale to niezmywalna hańba dla rodziny i niczego ich nie nauczy. Uznają samobójcę za opętanego, rodzina zaś już zawsze będzie podejrzewana o konszachty z nieczystymi siłami.


Rodzinie trzeba być wdzięcznym.


 

Co o kobiecie mówi jej wolność?


Brak przynależności do rodziców lub męża — czy może być coś gorszego?

Ludzie w systemie wierzą, że dziewczyny są mniej lotne, a tym samym gorzej wykształcone, dlatego powinny odnajdować się blisko ziemi i przyjmować swój los. Nie mówi się o tym, że kobiety mają utrudniony dostęp do edukacji. System usprawiedliwia to stwierdzeniami w rodzaju: „dziewczęta są po prostu mniej inteligentne”, „miejscem kobiety jest dom, a do tego nie trzeba szkoły”.


Dwie ręce na tle błękitnego nieba, ręka po lewej stronie uwolniła się z kajdanek
Fot. pexels.com, licencja C00

Z drugiej strony dobrze wykształcona córka, jak luksusowy samochód, jest symbolem wysokiego statusu rodziny, chociaż trudniej znaleźć dla niej męża. W mało opiekuńczych państwach bez opieki socjalnej i systemu emerytalnego ludzie chcą być w pobliżu źródła finansowej stabilności i nie świadczy to o chciwości, lecz o zaradności. Rodzina w takiej kulturze jest bowiem wszystkim, dlatego o dołączenie do dobrej familii trzeba się postarać. Są jednak wyjątki.


Calidina miała dosyć smutnej wsi, głodu i ciasnej chaty podzielonej między matkę, jedenaścioro rodzeństwa oraz trójkę nieślubnych dzieci jej sióstr. Uciekła, inaczej zwariowałaby.


Wyjechała do stolicy, gdzie zarobiła na życie, szkołę oraz studia, a także na szkołę dla dwóch młodszych sióstr. Nikt Calidiny potem nie chciał. Dlaczego?

— Nigdy nie wiadomo do jakich innych samowolnych decyzji i poczynań ktoś taki by się posunął. — Edukacja dziewczyny jest mniej podejrzana, gdy wygląda na oddelegowanie do nauki przez rodzinę.


Po dwudziestce kobieta zaczyna stawać się przebrzmiałą partią. Jej wartość maleje z wiekiem, a im dłużej trwa staropanieństwo, tym więcej coś musi być z nią nie w porządku. Wyjątkiem jest edukacja akademicka.


Uwolnieniu płci pięknej od złośliwości oraz podejrzeń sprzyjać może małżeństwo. Kobieta może być rozwódką, ale PRZYNAJMNIEJ ktoś ją chciał. To zamyka większość dyskusji.


Wiele jest hałasu o to, jak potwornym jest świat patriarchalny. Niemodnie jest jednak przyznać, że uderza on nie tylko w kobiety, lecz we wszystkich ludzi. Kobiety równie silnie, jak mężczyźni, podtrzymują stary System i właściwy mu sposób myślenia.


 

Nastawianie dziewczynek


Od przyjścia na świat dziewczynki nastawiane są na cykl kobiecy. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych XX w. Ponlok (zob. też „Czarna magia | 2”) miała w szkole podstawowej specjalne zajęcia dla dziewcząt, w trakcie których chłopcy grali w gry na boisku. Już na etapie nauczania początkowego przygotowywano uczennice do małżeństwa.


Dzieci w mundurkach bawią się przed kolorową szkołą w potokach padającego deszczu na zalanym wodą chodniku
Dzieci w czasie przerwy między lekcjami szkolnymi podczas pory deszczowej w Phnom Penh

Ponlok opowiadała o tym, jakby naturalnym było, że po dorośnięciu dziewczynki zostają oddane mężczyznom. Nauczyciele mówili im rozmaite rzeczy, najczęściej w formie opowieści i metafor.


Kobieta słucha swego męża; nie przerywa, kiedy on mówi. Własne zdanie zachowuje dla siebie. Jeśli ma coś do powiedzenia, wyraża to w taki sposób, żeby okazać szacunek jego opinii.


Im więcej upodobni się do cienia, tym lepszą jest kobietą. Budzi się wcześniej, aby przygotować mu posiłek, ubranie, wyprawić go do pracy i zająć się domem. Chodzi bezgłośnie, żeby nie zwracać niepotrzebnie uwagi męża ani żadnych ludzi, którzy mogliby przebywać w jego towarzystwie.


We wszystkim, co robi mąż, kobieta podąża za nim; zaś w tym, co mąż będzie robił, kobieta wyprzedza jego kroki.


To on pracuje i może być przecież zmęczony. Jeśli przyjdzie do domu wyczerpany, zły, głodny, kobieta powinna być wyrozumiała i cierpliwa.


Uczennice dowiadywały się też rzeczy, które nawet w dorosłym życiu będą TABU, ale już przygotowywano grunt pod przyszłe prawdopodobne zdarzenia.


Jeśli mąż wróci do domu późno i będzie nerwowy, kobieta powinna zachować spokój i wysłuchać małżonka do końca. Mogło mu być ciężko w pracy, ktoś mógł przecież być niemiły. Mężczyzna potrzebuje zrozumienia i odpoczynku, dlatego kobieta tym bardziej powinna zapewniać komfort, usługę, wytchnienie.


Już dziewczynki w wieku szkolnym przygotowuje się do gotowości.


Mąż ma prawo chcieć i oczekiwać pewnych rzeczy, a żona powinna być dla niego dostępna i gotowa. Jeśli kobieta odkryje, że jej małżonek kogoś kocha, a nawet spotyka, to oczywiście bolesne znalezisko, ale przyzwoita niewiasta powinna chronić honoru męża, czyli rodziny. Nic nie mówić. Rozumieć.


Rolą kobiety jest cierpliwie przyjmować męską naturę. Gdyby mąż miał naprawdę zły dzień i machnąłby ręką, to przykre, ale trzeba zrozumieć jego uczucia. Jeszcze kilka lat temu wyniki badań społecznych wykazywały, że połowa Kambodżanek normalnym znajduje bicie przez męża.


 

Uwertura dobiegła końca, zgasła z ostatnim akordem. Dyrygent opuścił dłonie, odwrócił się do publiczności, ukłonił, zszedł ze sceny na tle oklasków.


Zapada głośna cisza. Muzycy dyskretnie sprawdzają i dostrajają instrumenty. Publiczność niepozornie rozpycha się łokciami, chrząka, pokasłuje, rozgląda się. Techniczny z obsługi sceny otwarł wrota za sekcją skrzypiec, a w nich ponownie pojawia się maestro.


Dziarsko stąpa, bijąc obcasem o deski sceny, staje na podium, oklaski. Patrzy na muzyków, porozumiewawczo wymieniają sygnały: ci już gotowi, tamci też, i ci tutaj, obój jeszcze poprawia stroik. Spotkali się wzrokiem, publika czeka, muzycy napięci.


Wstrzymano oddechy. Cisza całkowicie ucichła.

Dyrygent podniósł ręce, zastygł i naraz zamachnął się, klamka zapadła. Batuta odbiła się od niewidzialnej w powietrzu pierwszej miary taktowej. Muzyka ruszyła.


(Symfonia kobieca już niebawem!)

  • Facebook - Grey Koło
  • Instagram - Grey Koło
  • YouTube - Szary Koło
Przeczytaj również:
bottom of page