top of page
​

​

​

Trochę więcej

o autorze

​

​

​

​

Mister Marcin poszedÅ‚ do szkoÅ‚y w roku, w którym jego rodzice wziÄ™li udziaÅ‚ w pierwszych wolnych wyborach w Polsce. Jeden z wujków chwyciÅ‚ dÅ‚oÅ„ kilkuletniego chÅ‚opca, powiedziaÅ‚ „ma talent, bÄ™dzie graÅ‚” i zabraÅ‚ go na przesÅ‚uchanie do szkoÅ‚y muzycznej. Egzamin zdany, przydziaÅ‚: skrzypce.

 

Szkoda sÅ‚ów na czÄ™ste, dÅ‚ugotrwaÅ‚e lekcje, tysiÄ…ce godzin ćwiczeÅ„ i gry. MajÄ…c lat dwanaÅ›cie Mister Marcin zmieniÅ‚ instrument na kontrabas. Po znanej wtajemniczonym, wybitnej klasie uniwersyteckiej w IV LO w Toruniu i podwójnej maturze (liceum i szkoÅ‚a muzyczna), studia rozpoczÄ…Å‚ w Akademii Muzycznej w Warszawie. Koncerty, stypendia, komponowanie, pierwszy etat, przewlekÅ‚e chorowanie, wyzdrowienie; po chorobie, odmieniony na zawsze, studia skoÅ„czyÅ‚ już w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina.

​

Sztuka tego ostatniego, w dzieciństwie przez Mister Marcina bardzo nie lubiana, w ostateczności przyczyniła się do narodzin głębokiej pasji do muzyki.

​

SzkolÄ…c siÄ™ na artystÄ™ koncertowego w muzycznych zakamarkach Europy, Mister Marcin od czasu do czasu przycupnÄ…Å‚ w Stolicy, gdzie zagrzaÅ‚ również Å‚awÄ™ w aulach SzkoÅ‚y GÅ‚ównej Handlowej w Warszawie. Mimo ukoÅ„czenia Å›wietnych szkóÅ‚ nie przesadzaÅ‚by jednak z wartoÅ›ciÄ… otrzymanej w nich wiedzy, bo czy cokolwiek ksztaÅ‚ci lepiej, niż szorstkie, zmienne i nieraz nie do zniesienia życie, w którym sami musimy urzÄ…dzić swoje gniazdko i gÅ‚Ä™boko sobie nic z reszty nie robić. JeÅ›li nie ma siÄ™ czasu na takie drobiazgi, autor radzi, mówiÄ…c po angielsku, „nie wychylać gÅ‚owy ze swojego pudeÅ‚ka [po butach]”.

​

Brzemiennego dla polskiej muzyki dnia, 2 kwietnia 2008 roku, wraz z pierwszÄ… próbÄ… w historii ZespoÅ‚u, w sali prób Teatru Wielkiego Opery Narodowej, Mister Marcin zadomowiÅ‚ siÄ™ w Polskiej Orkiestrze Sinfonia Iuventus. Long story short, pozostawaÅ‚ jej muzykiem przez ponad sześć lat. Przez wiÄ™kszość tego czasu byÅ‚ też inspektorem ZespoÅ‚u.

​

Trudno powiedzieć od czego inspektor jest. Najkrócej – od wszystkiego: poczÄ…wszy od sprawdzania obecnoÅ›ci muzyków za pulpitami, kontroli czasu pracy i komunikacji z dyrygentem, skoÅ„czywszy na poważnych pouczeniach, sprawdzaniu przygotowania technicznego, pilnowaniu porzÄ…dku, udzielaniu wywiadów dla prasy i telewizji, pisaniu raportów, ratowaniu życia, lub odnajdowaniu artystów zagubionych w trasach koncertowych po egzotycznych krajach; niektórzy twierdzÄ…, że to wszystko ma zbiorczÄ… nazwÄ™ „czepianie siÄ™”. Zwykle mówiÄ… to ci muzycy, którzy inspektorowi przysparzajÄ… najwiÄ™cej niepotrzebnej pracy, i których najwiÄ™cej trzeba upominać, a nawet pilnować, w imieniu wÅ‚asnego zespoÅ‚u. Ahoj przygodo!, każdy dzieÅ„ inspektora jest inny i od nowa. Nigdy nie wiesz, kiedy przydarzy ci siÄ™ kolejny „pierwszy raz”.

 

W Å›rodowiskach bliższych SGH nazywajÄ… go mister fix-it. Pan „zaÅ‚atw to”: sprawdzi, naprawi, uratuje, wyczaruje, zaÅ‚atwi przedmiot zostawiony w poprzednim hotelu tysiÄ…ce kilometrów za orkiestrÄ…. Inspektor podobno ma wybielać artystów przed dyrekcjÄ… i dyrekcjÄ™ przed artystami, a nade wszystko zawsze jest winny – również uchybieniom przeÅ‚ożonych.

​

Ludzie biznesu, czynu, „prywatek” i „paÅ„stwówek” myÅ›lÄ… czÄ™sto, że orkiestra jest tworem z obcej galaktyki. To nieprawda, oto przykÅ‚ad. Pewien znany dyrektor i dyrygent w jednej osobie popeÅ‚niÅ‚ niemÄ…dry i bardzo niesmaczny bÅ‚Ä…d grzebiÄ…c w Å›wietnie zorganizowanym projekcie. Gdy znakomite biuro jego orkiestry przygotowywaÅ‚o ów piÄ™kny projekt, dyrektor przez wiele tygodni oddawaÅ‚ siÄ™ wÅ‚asnym trasom koncertowym z innymi orkiestrami. Po powrocie na Å‚ono „swojej” orkiestry zmagaÅ‚ siÄ™ z widocznym poczuciem winy, że pod jego nieobecność tyle spraw zorganizowano bez niego. PostanowiÅ‚ dodać coÅ› od siebie. To byÅ‚ wielki bÅ‚Ä…d. Sprawy dawno ustalone i zaklepane z grupÄ… miÄ™dzynarodowych partnerów oraz organizatorów nagle, na widzimisiÄ™ Pana Dyrektora, popadÅ‚y w chaos i rozsypkÄ™. WystarczyÅ‚y mu dwie instrukcje i jedno polecenie. To siÄ™ nazywa talent! Projekt zawisÅ‚ na wÅ‚osku tylko dlatego, że jegomość ów wyleczyć chciaÅ‚ poczucie winy wÅ‚asnej i uÅ›mierzyć ból bycia „pominiÄ™tym”. Byle co, aby tylko zrobić.

​

Zmiana wywoÅ‚aÅ‚a wyjÄ…tkowo przykre konsekwencje dla kilku organizacji i dziesiÄ…tek osób. OrientujÄ…c siÄ™ w niesmacznej gafie i rozsypce, do jakiej doprowadziÅ‚, dyrygent ów wezwaÅ‚ mÅ‚odego inspektora i poinstruowaÅ‚ go, żeby stanÄ…Å‚ przed artystami i ogÅ‚osiÅ‚, że to jego inspektorska wina. Wierny ów mÅ‚odzian tak też uczyniÅ‚: zdaÅ‚ orkiestrze rzetelnÄ… relacjÄ™ z otrzymania niniejszej instrukcji.

 

Kiedy jesteÅ› inspektorem mnóstwo ludzi próbuje swoje problemy i uchybienia uczynić twoimi. Nie polecany styl życia, chyba, że chce siÄ™ życia nauczyć. Robota dla spryciarzy i twardzieli.

 

W miÄ™dzyczasie Mister Marcin graÅ‚ tango z kilkoma znakomitymi indywidualnoÅ›ciami, pisaÅ‚ muzykÄ™, udzielaÅ‚ siÄ™ w programach edukacyjnych Filharmonii Narodowej, grywaÅ‚ koncerty filharmoniczne. Nade wszystko jednak przyglÄ…daÅ‚ siÄ™ Å›wiatu i przez siedem lat wÅ‚asnym sumptem prowadziÅ‚ prace obserwacyjno-badawcze na temat efektywnoÅ›ci procesu pracy w zespoÅ‚ach artystycznych. Przypadkowe, bardzo inspirujÄ…ce spotkanie ze Å›rodowiskami business coachingu zaowocowaÅ‚o rozwojem nowej profesji Autora, jego późniejszego stylu zarzÄ…dzania kolejnymi miÄ™dzynarodowymi instytucjami, i spowodowaÅ‚o, że idee zaczęły siÄ™ rozwijać i dociekliwie pÄ™cznieć w tomy. ZamykajÄ…c sprawÄ™ w jednym zdaniu: chodziÅ‚o o to, że skoro „tak siÄ™ robiÅ‚o w czasach Mozarta, wiÄ™c tak jest dobrze”. Tymczasem maksyma ta szlachetna pomija fakt, że w dzisiejszych czasach już na koniach nie jeździmy.

 

Mister Marcin znalazÅ‚ sposoby przyspieszenia i zdecydowanego usprawnienia procesów pracy, ale zwapniony szkieletor Å›wiata artystycznego oraz akademickiego najbardziej boi siÄ™ nowych urzÄ…dzeÅ„ i uderzeÅ„ w swÄ… osteoporozÄ™. NagoÅ›ci. Åšrodowisko artystyczne lubi stare porzÄ…dki; zdawaÅ‚o siÄ™ nie być szczególnie zainteresowane, a może nawet zaniepokojone procesem; i po otrzymaniu odmów doktoryzowania siÄ™ z kilku europejskich uniwersytetów („szanowny panie, jest już dawno po czasie, kiedy ktoÅ› powinien byÅ‚ to zrobić, ale nie wiemy, gdzie umieÅ›cić paÅ„ski pomysÅ‚ w siatce naukowej”)...

 

...Mister Marcin, jakby spod ziemi, otrzymał ofertę pracy w Kambodży.

 

ZostaÅ‚ dyrektorem najstarszej szkoÅ‚y muzycznej w Kambodży. Nadal wspomina, jak trzy tygodnie wczeÅ›niej sprzedawaÅ‚ swój dobytek z pewnego domu w jednej z zacisznych uliczek warszawskiej Woli. PoupychaÅ‚ pozostaÅ‚e rzeczy po piwnicach i strychach życzliwych ludzi, oddaÅ‚ rodzinie kluczyki do auta, po czym pocaÅ‚owaÅ‚ w czóÅ‚ko warszawskÄ… SyrenkÄ™ i niecaÅ‚Ä… dobÄ™ później wylÄ…dowaÅ‚ w Phnom Penh.

 

To byÅ‚a zmiana. Mister Marcin nie miaÅ‚ pojÄ™cia, co robić, bo to wszystko okazaÅ‚o siÄ™ caÅ‚kowicie inne, niż wydawaÅ‚o siÄ™, że bÄ™dzie. Nie ma siÄ™ czemu dziwić. CzÅ‚owiek, gdy jedynie ma przeczucia i brak pojÄ™cia, czego siÄ™ spodziewać, roi iluzje. Jednak w tamtych dniach pomyÅ›laÅ‚ sobie: „jeÅ›li jest na tym Å›wiecie ktoÅ› wystarczajÄ…co szalony, żeby pojechać na koniec Å›wiata do niewiadomego i po niewiadome, to prawdopodobnie jestem to ja”. Przyjaciele potwierdzili, rodzina nie zaprzeczyÅ‚a.

 

Autor dostaÅ‚ wiele solidnych lekcji, poniósÅ‚ sromotne porażki i odniósÅ‚ spektakularne sukcesy. W Kambodży sprawy nie ukÅ‚adajÄ… siÄ™, jak w Europie, gdzie zabetonowany porzÄ…dek pielÄ™gnowany jest przez przepisy, prawo, organizacje oraz organizacje kontrolujÄ…ce inne organizacje. Tam jest dżungla.

 

W Europie jesteÅ›my dość wszechstronnie (chociaż... czy dobrze?) wyksztaÅ‚ceni, uÅ›wiadomieni, zachÄ™cani do wspóÅ‚pracy i nie pozostawania w samotnoÅ›ci. Miewamy przyjacióÅ‚ otwartych na wysÅ‚uchanie, chÄ™tnych do wsparcia. Uczeni jesteÅ›my odpowiedzi na rozmaite postawy, symptomy, nie zgadzamy siÄ™ i reagujemy, gdy doÅ›wiadczamy smutku, przemocy lub uzasadnionego strachu. ZupeÅ‚nie inaczej jest w Azji. CzÅ‚owiek jest tam sam, o czym sÅ‚ów kilka znajdzie siÄ™ na tym Blogu.

​

Jak powiedziaÅ‚ jeden z zagranicznych dyrygentów mieszkajÄ…cych w Polsce: „Europa jest już zapiÄ™ta na przedostatni guzik, zabetonowana w swojej skoÅ„czonoÅ›ci. Na gruntach nauki, filozofii i sztuki odbywa siÄ™ powolna ewolucja nadążajÄ…ca w miarÄ™ za tym, co bieżące. SÄ… nadal Å›wiaty, gdzie rozwój i zmiana sÄ… gwaÅ‚towne, nieprzewidywalne, ekscytujÄ…ce, mocne!”

 

Witajcie w Kambodży! ZaczynajÄ…c dzieÅ„ nigdy nie wiesz, jak go skoÅ„czysz. Sześć z siedmiu spotkaÅ„, które dzisiaj odbÄ™dziesz, zdarzÄ… siÄ™ bez zapowiedzi i uprzedniego umówienia; interesanci dadzÄ… znać, że „sÄ… w drodze”. WiÄ™kszoÅ›ci z nich można siÄ™ wymknąć. Niektórym z nich nie możesz odmówić, bo sÄ… respektowanymi jednostkami lokalnej wÅ‚adzy, spoÅ‚ecznoÅ›ci. Pracownicy siedzÄ…cy przy powierzonym im, zawalonym projekcie, mogÄ… nie rozumieć, że wÅ‚aÅ›nie przez nich skoÅ„czyÅ‚ siÄ™ i zawaliÅ‚ Å›wiat. BÄ™dÄ… zdziwieni, że krzyczysz. JeÅ›li podniesiesz gÅ‚os, zapewne odejdÄ… z pracy bez uprzedzenia. Gdy poprosisz personel o zrobienie czegoÅ› prostego w dwie godziny... Za trzy godziny bÄ™dÄ… nadal plotkować przegryzajÄ…c kwaÅ›ne mango z posypkÄ… z soli i suszonego chili. PoczÄ™stujÄ… ciÄ™. Nie poczÄ™stowanie byÅ‚oby dużym nietaktem.

 

W wiele poranków, po otwarciu oczu, rozejrzysz siÄ™ i pomyÅ›lisz: „co ja k... sobie zrobiÅ‚em...” TÄ™sknisz za Zachodem, gdzie każdy dzieÅ„ jest z grubsza przewidywalny i podobny do wszystkich innych. Mimo wszystko to wÅ‚aÅ›nie w Azji przychodzÄ… dość czÄ™sto te inne dni, gdy jesteÅ›, jak lodoÅ‚amacz. Czujesz, że jesteÅ› wÅ‚aÅ›ciwÄ… osobÄ…, we wÅ‚aÅ›ciwym miejscu i czasie, otoczony wÅ‚aÅ›ciwymi ludźmi, robisz wÅ‚aÅ›ciwÄ… rzecz i dziaÅ‚asz we wÅ‚aÅ›ciwym celu. Każdy dzieÅ„ może zabrać w nieznane i niewiele zależy tu od nas. Czy na pewno?...

​

TreÅ›ciÄ… pracy Mister Marcina w Kambodży staÅ‚o siÄ™ naprawianie maÅ‚ych fragmentów trudnego Å›wiata i nieraz gaszenie piekieÅ‚ pod tym doczesnym niebem. Wyszkolenie i doÅ›wiadczenie w kulturach Azji, globalnej finansjery, sztukach, komunikacji, i znacznie wiÄ™cej, wszystko to zaczęło siÄ™ poprzez Królestwo Kambodży...

​

Gdyby nie absurdalna, abstrakcyjnie piÄ™kna i dzika, cywilizowano-pierwotna Kambodża, ociekajÄ…ce cukrowymi sokami ogromne owoce spadajÄ…ce z drzew, wgniatajÄ…ce blachy stojÄ…cych pod nimi bentley'ów i rolls-royce'ów, emocje negocjacji na dusznych targach i w klimatyzowanych VIP-roomach podczas walnych spotkaÅ„, magia robienia wszystkiego z niczego, niebezpieczeÅ„stwa i nieprawdopodobne zwroty akcji w tej podróży, nie byÅ‚oby tak, jak dzisiaj jest.

​

Nieraz gorzki doktorat z cierpliwości ma na końcu języka słodki posmak, a słodycz, jak apetyt, z czasem rośnie.

​

​

​

​

12345666_10153897700941435_2973194575140
bottom of page